poniedziałek, 6 sierpnia 2012

Dorabiał stojąc na bramkach, próbował MMA - nasz brązowy gladiator Janikowski


Żeby mieć bliżej na treningi przeprowadził się do babci, dorabiał stojąc na bramkach w popularnych wrocławskich klubach, a mógł zostać wyrzucony z klubu za występy w MMA. Oto szeregowy Damian Janikowski, zapaśnik WKS Śląska Wrocław, brązowy medalista olimpijski z Londynu.
Janikowski ma 23 lata, 180 centymetrów wzrostu i waży 84 kilogramy. Walczy w stylu klasycznym. Właśnie odniósł najważniejszy sukces w życiu, większy od wicemistrzostwa świata i wicemistrzostwa Europy.

Zapaśnik Śląska na igrzyskach w Londynie w walce o brąz pokonał Francuza Melonina Noumonvi, a wcześniej w półfinale przegrał z Egipcjaninem Karamem Mohamedem Gaber Ebrahimem. W tamtej walce Polak prowadził mógł wejść do finału, ale ostatecznie dał się pokonać bardziej doświadczonemu rywalowi. We wcześniejszych fazach Damian Janikowski pokonywał kolejno: Turka Nazamiego Avlucę 3:0, a potem Austriaka Amera Hrustanovica. W ćwierćfinale pokonał Pablo Enrique Shorey Hernandeza z Kuby.

O Janikowskim mówią"gladiator z Wrocławia" lub "anakonda". Silny jak tur, zwinny i gibki. Ta pierwsza cecha jest mu potrzebna, by rzucać rywalami po zapaśniczej macie. Ta druga, by wyzwalać się z żelaznego uścisku przeciwników. - W zapasach kluczowe są plecy. Mocny musi być zwłaszcza odcinek lędźwiowy, który jest kluczowy przy skrętach i rzutach. Niejeden gimnastyk, czy lekkoatleta zdziwiłby się, co taki zapaśnik potrafi. Czasem ludzie patrzą na nas i myślą, że jesteśmy sztywnymi mięśniakami, a zapaśnik absolutnie nie może być sztywny. To, że ktoś atletycznie wygląda, nie czyni go sztywniakiem - wspominał w jednym z wywiadów.

Damian Janikowski zaczął uprawiać zapasy w wieku 10 lat. Na pierwszy trening do trenera Leszka Użałowicza, przyprowadził go kuzyn Mariusz Bielecki - były mistrz Polski juniorów w zapasach. - Można powiedzieć, że to rodzinna tradycja. Zresztą, gdyby nie zapasy to pewnie trafiłbym do innego sportu, bo od zawsze chciałem coś robić. Może byłbym piłkarzem? Chociaż może dobrze, że tak się nie stało. Dziś jakoś już piłki nie lubię - mówił Janikowski przed wyjazdem na igrzyska.

Jako nastolatek, zapaśnik Śląska przeprowadził się nawet z domu do babci, po to, by mieć jak najbliżej na salę treningową. Ta musiała być załamana, bo Damian by utrzymać wagę jadł tylko jednego banana i pił wodę. Co więcej, nawet będąc jednym z najbardziej utalentowanych polskich zapaśników, musiał stać na bramce w popularnych wrocławskich klubach.

- Wuzetka, za Szybą, Jatki, Obsesja, Antidotum - trochę się tego zebrało. Tam gdzie znajomi byli. Nie miałem jeszcze za co żyć, a chciałem się przy zapasach utrzymać - opowiadał w wywiadzie dla "Gazety Wrocławskiej". Względną stabilizację finansową dało mu wejście do elitarnego Klubu Polska Londyn 2012 oraz etat w wojsku. Janikowski w armii jest od stycznia 2011 roku, a na razie dosłużył się jedynie stopnia szeregowego. Po olimpijskim sukcesie może jednak liczyć na awans. - Jestem zawodowym żołnierzem na etacie sportowym. Moja praca polega na udziale w zgrupowaniach, trenowanie w klubie i startowaniu w zawodach, gdzie reprezentuję kraj i oczywiście wojsko. Dobrze, że mam taką możliwość, bo prawda jest taka, że w sportach walki pieniędzy nie ma w ogóle i dlatego wielu ludzi się do nich zniechęca - mówił Janikowski przed wyjazdem na igrzyska do Londynu. On sam chcąc skorzystać ze swojego talentu walczył w zapasach w lidze niemieckiej oraz w amatorskiej formule MMA. W tej ostatniej został nawet mistrzem Polski, ale niemal nie zakończyło się to wyrzuceniem go ze Śląska. Janikowski trenował bowiem w tajemnicy przed trenerem Józefem Traczem i po powrocie do klubu dostał od szkoleniowca solidną burę.

To jednak była jedyna taka sytuacja z udziałem 23 - letniego wrocławianina. On sam uchodzi bowiem za wzór profesjonalizmu, a od jakiegoś czasu stara się bowiem także zarządzać swoją karierą. Janikowski podpisał kontrakt z menedżerem, stronę internetową robi mu profesjonalna agencja, a on sam prowadzi również bloga na popularnym serwisie natemat.pl. Przed igrzyskami by się wypromować zapaśnik uczył swojej dyscypliny popularnego aktora Piotra Zelta. - Staram się promować swoją osobę. Jeśli sam o to nie zadbam, nikt tego za mnie nie zrobi.

Jestem otwartym człowiekiem, nie boję się kamer, a wszyscy wiemy, że jeśli cię nie ma w mediach, nie istniejesz. I wtedy jest cienko - mówił zapaśnik. Pytany, czy na igrzyskach chciałbym spotkać jakąś inną gwiazdę światowego sportu - np. tenisistkę Marię Szarapową, odpowiedział: - Nie, może to ona chciałaby poznać mnie, zapaśnika z Polski wicemistrza świata. Wiem, że Szarapowa to gwiazda, ale ja też staram się nią być. Może zostanę jak zdobędę medal w Londynie.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz